Song do Nadziei

      


Natrząsają się z ciebie, wszyscy z ciebie się śmieją,

a ty nie chcesz się zmienić, bezrozumna Nadziejo?

Nikt cię nie zna, nie widzisz? Świat o tobie zapomniał.

Wielbicieli ma tłumy twa kuzynka - Ironia.

 

Wiecznie pierwsza naiwna, niepoprawna idiotka...

Wykorzysta cię każdy, kto gdziekolwiek cię spotka.

Wyszydzana i lżona, i zdradzana raz po raz,

ty wciąż wierzysz nieszczęsna, że nadejdzie twa pora?



Czego szukasz i dokąd tak wędrujesz bez celu?

Ot, skrzywdzona niewinność - ot, dziewica w burdelu.

Prawdę mówiąc, to przecież tak niedawno skądinąd,

wygrywałaś w sondażach, miałaś swoje pięć minut.

 

Geszefciarze na tobie mieli niezły interes,

opiewały twe wdzięki estradowe kapele,

politycy pozować chcieli z tobą do zdjęcia

i w niedzielnych kazaniach wysławiali cię księża.

 

Dziś polityk ma władzę, ksiądz pokaźne ma konto,

już nie jesteś ty dla nich dość powabną madonną.

Takie bowiem wyznaje demokracja ta motto:

miliarderom - miliardy, a lud może grać w lotto.

 

Każdy coś na tym zyskał, tak to wyszło i tyle:

trup ma grób, gangster łup, a emigrant ma bilet.

Aferzysta ma willę, a bezdomny ma kanał,

tylko ty wciąż nic nie masz, jeszcze raz oszukana.

 

Ty się z mostu nie rzucisz, ani z okna nie skoczysz.

No bo jak? Tylu głupich miałabyś osierocić?

Może jesteś iluzją i tęsknotą daremną,

lecz bez ciebie tu jakoś smutno, zimno i ciemno.

 

W tej niemodnej, znoszonej już zielonej sukience

trzymasz fason i dla nas mieć nie musisz nic więcej.

Bo choć tkwimy w potrzasku i paskudna to matnia,

pamiętamy, że zawsze ty umierasz ostatnia.